SANOK / PODKARPACIE. Świeżutko zarybiono staw w Hłomczy, a niektórzy wędkarze po prostu zwariowali. Przekonali się o tym strażnicy Społecznej Straży Rybackiej z Sanoka, kiedy do łowiska wpuszczono pstrąga tęczowego.
Nad łowiskiem od razu pojawiło się wielu amatorów wędkarstwa.
- Nie mamy tam kwarantanny, czyli okresu ochronnego tuż po zarybieniu. W sobotę wielu wędkarzy pojawiło się w Hłomczy nad stawem nr 2. Chociaż dopuszcza się złowienie dwóch pstrągów tęczowych na osobę, to wielu z nich łamało te zasady - mówi Ryszard Rygliszyn, komendant Społecznej Straży Rybackiej w Sanoku. - Po złowieniu dwóch sztuk wędkarz musi opuścić łowisko. Jednak ci, którzy przyjechali do Hłomczy próbowali wszystkiego. Przebierali się w inne rzeczy, podjeżdżali kilkakrotnie różnymi samochodami, chowali złowione ryby w bagażnikach - kontynuuje.
Co ważne, aby móc łowić w Hłomczy, poza posiadaniem karty wędkarskiej, należy uiścić dodatkowe opłaty. Rocznie to 100 złotych, natomiast całodniowy pobyt nad jeziorem to 20 złotych.
- Powodem nawału wędkarzy może być fakt, że tuż po zarybieniu bardzo łatwo upolować wymarzoną zdobycz. Ryby hodowlane zupełnie inaczej biorą niż dzikie. Dlatego i lepszy i gorszy wędkarz może mieć pewność, że nie wróci do domu z pustymi rękami - stwierdza Ryszard Rygliszyn.
Straż rybacka ma problemy z krnąbrnymi wędkarzami. Co więcej społecznicy nie mają prawa kontroli samochodów. Natomiast na brzegach łowisk strażnicy mogą spisać dane osoby, która łamie regulamin.
- Wówczas przekazujemy zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia czy też przestępstwa do Państwowej Straży Rybackiej, która kara mandatem - wyjaśnia komendant.
Ryb jest coraz mniej
W naszych rzekach i jeziorach jest coraz mniej ryb, i to za sprawą samych wędkarzy. Wystarczy przywołać statystyki. W samym Sanoku są trzy koła wędkarskie, do których należy około 1200 osób. W okręgu krośnieńskim to już blisko 8 tysięcy. W sezonie letnim ta liczba zwiększa się o kolejne 5 tysięcy osób.
- Łatwo policzyć ile ryb odławiamy, gdyby każda z tych osób zabrała tylko jedną - podkreśla Rygliszyn.
Dodatkowo na naszych terenach osiedla się coraz więcej gatunków ptaków, które do tej pory nie występowały w Bieszczadach. To chociażby kormorany. Jeden osobnik dziennie zjada około pół kilograma ryb.
- Może dojść do takiej sytuacji, że będziemy mieli piękne ptaki, a nasze rzeki będą świecić pustkami - kwituje Ryszard Rygliszyn.
foto: Społeczna Straż Rybacka w Sanoku/fb