SANOK / PODKARPACIE Na hasło „wampiry” jeszcze kilka lat temu turyści dostawali białej gorączki. Wszystko za sprawą filmu „Zmierzch” z Robertem Pattinsonem. Miasteczka we Włoszech, gdzie kręcono sceny do tego obrazu przeżywały prawdziwe oblężenie. W Sanoku nie mamy do czynienia z popłuczynami kultury masowej, ale nauką. Archeolodzy z naszego miasta mają duży wkład w badania dotyczące pochówków wampirycznych w Karpatach. Warto ich wiedzę i badania wykorzystać do promocji miasta i regionu.
Dorota Mękarska
– Archeologia jest „sprzedawana” i dobrze, że tak się dzieje – uważa Piotr Kotowicz, archeolog z Muzeum Historycznego. – Ale trzeba w takich przypadkach postępować bardzo ostrożnie. Nie pokazywać więcej niż jest w rzeczywistości.
Znawca Karpat i ich miłośnik Robert Bańkosz myślał już nad atrakcjami turystycznymi związanymi nie tylko z wampirami, ale z upiornym światem.
– To musi być jednak zrobione z bardzo dużym smakiem, umiarem i wyczuciem – podkreśla przewodnik turystyczny. – To, co jest do przełknięcia w niektórych rejonach Rumunii, u nas już niekoniecznie.
Jak pokazać nieistniejącą świątynię?
O wampirach z Sanoka stało się głośno, gdy podczas prac archeologiczne na Placu Św. Michała archeolodzy odkryli wówczas cmentarz, który przed wiekami znajdował się przy kościele św. Michała. Jego pozostałości w trakcie wykopalisk zostały odsłonięte. Dyskusja na temat szerszego pokazania świątyni, powstałej najpewniej za czasów Kazimierza Wielkiego, rozpoczęła się już w czasie badań. Padały różne propozycje. Od typowo życzeniowych po możliwe do realizacji.
Jedna z propozycji dotyczyła wyeksponowania wykopalisk przykrytych szybą, tak by można je było oglądać z poziomu placu. Zastosowanie tego rozwiązania było jednak niemożliwe z dwóch przyczyn. Pierwsza dotyczyła spraw formalnych.
– Weszliśmy na plac Św. Michała, gdy już projekt był gotowy – wspomina archeolog. – Nie było szans, by wprowadzić do niego tak duże zmiany.
Druga związana była z możliwościami finansowymi i technicznymi.
– W naszych warunkach klimatycznych nie ma możliwości, by tak zabezpieczone wykopaliska przetrwały. Natomiast udoskonalona metoda byłaby tak droga, że miasta nie byłoby na to stać – tłumaczy archeolog.
Kolejna propozycja dotyczyła udostępniania turystom zachowanej krypty, ale w tym przypadku na przeszkodzie stanęła jej lokalizacja. Krypta znajdowała się już pod drogą. Dlatego ten pomysł również spełzł na niczym.
– Jest jak jest – mówi Piotr Kotowicz. – Dużym sukcesem jest to, że udało się zaznaczyć zarys kościoła. Jest tam tablica, która informuje o tym, że w tym miejscu była świątynia.
Archeolog nie przestał jednak zastanawiać się nad tym, jak ją bardziej wyeksponować. W grę wchodzi np. odlew metalowy w pomniejszonej skali lub inne nowocześniejsze rozwiązania.
– To nie są straszne koszty – zaznacza badacz, licząc na to, że w niedalekiej przyszłości jedną z nich uda się wprowadzić w życie.
Choć nie wiemy do końca jak świątynia wyglądała, można pokusić się o jej wizualizację na podstawie analogii i opisów zawartych w źródłach pisanych.
– Ten kościół miał prostą bryłę. Myślę, że nasze wyobrażenia nie będą daleko odbiegać od rzeczywistości – dodaje archeolog.
Wampir uwięziony w grobie
Nietypowe groby, na które co jakiś czas natrafiają badacze, pochodzą ze wczesnego średniowiecza. Charakterystyczne dla tych pochówków jest np. to, że czaszki ułożone są poza układem anatomicznym, szkielety są odwrócone lub skrępowane. Bywało, że trumna była przywalana ciężkimi kamieniami.
Przy kościele Św. Michała spośród ponad 200 grobów szkieletowych z okresu od XV do XVIII wieku, kilka zwracało szczególną uwagę. W jednym spoczywała bardzo leciwa, jak na ówczesne warunki, ok. 65-letnia kobieta. W usta zmarłej włożono 4 monety z czasów króla Jana Kazimierza. Ma to ewidentny związek z zabiegami antywampirycznymi. Inny szkielet należał do mężczyzny, któremu po śmierci siłą wepchnięto do ust kamień tak dużych rozmiarów, że doszło do uszkodzenia szczęki i twarzoczaszki. Największe poruszenie u archeologów wywołał jednak szkielet mężczyzny w wieku około 40 lat, którego ciało złożono do grobu twarzą do ziemi. Jedną rękę miał wykręconą do tyłu, a drugą zgiętą w łokciu. Być może mężczyzna był skrępowany, a do grobu został wrzucony.
Pamiątka w formie nagrobka
Robert Bańkosz jako przykład udanego wykorzystania wampira do promocji regionu wskazuje zamek w Bran w Transylwanii i „Wesoły Cmentarz” w Sapanta w Rumunii. Mieszkańcy tej wioski zawdzięczają sławę francuskiemu dziennikarzowi, który w 1973 roku opisał ten niecodzienny cmentarz. Od tego czasu do małej wsi przyjeżdżają tysiące turystów, by zobaczyć nagrobki wykonana przez Stana Ioana Patrasa, rzeźbiarza, poety i malarza, który stworzył ludyczne i pełne humoru nagrobne stele. Jest ich kilkaset. Autor w dość swobodny sposób przedstawia na nich historie życia i okoliczności śmierci poszczególnych zmarłych.
– Dzisiaj cmentarz jest ogrodzony, wstęp na jego teren jest biletowany, a do Sapanta przyjeżdżają ludzie z całego świata, a jako pamiątki sprzedawane są… nagrobki – podkreśla Robert Bańkosz.
Transylwania ma Draculę, a Sanok wampira z ul. Zamkowej
Najbardziej znanym wampirem ziemi sanockiej jest upiór z ul. Zamkowej w Sanoku. Na jego pochówek natrafiono w latach 80. podczas rozbiórki zabytkowego domu wzniesionego w sąsiedztwie cerkwi pw. św. Trójcy. Obok archeolodzy odkryli cmentarzysko liczące kilkadziesiąt grobów. Złożona w grobie osoba miała około 25 lat. Trudno określić jej płeć, gdyż kości czaszki wskazują, że mógł to być mężczyzna, natomiast kości miednicy przemawiają za tym, że była to kobieta. Być może zmarły był hermafrodytą. Prawdopodobnie z tego powodu nieboszczyka nie pozostawiono w spokoju. Wykopano go, odcięto mu głowę i złożono ją między nogami. Na tym samym cmentarzysku w dwóch grobach pochowani mieli włożone monety do ust.
Wierzenia w „upiry” były w Karpatach powszechne. Oskar Kolberg zanotował, iż w Jaworniku pod Komańczą nie było ani jednego pochówku, który by nie był antywampiryczny. Z zapisków etnografa wynika, że w tej wsi zmarłym odcinano głowy albo przebijano ćwiekami kości czaszki. Doniesienia te nie zostały jednak zweryfikowane. Jawornik, którego ludność po Akcji "Wisła" wysiedlono, nie był przebadany archeologicznie.
Jak wykorzystać wampira?
Wiara w wampiry występowała przede wszystkim wśród ludności rusińskiej. „W upiory lud górski wierzy mocno” i „w sanockiem od upiorów – tak mężczyzn, jak i kobiet, żadne sioło nie jest wolne” – pisał z górą sto lat temu Oskar Kolberg.
Choć te wierzenia nie są charakterystyczna tylko dla tego regionu, można je wykorzystać do promocji miasta i regionu.
– Wampiry są kojarzone głównie z Karpatami – podkreśla Piotr Kotowicz.
Grzegorz Gajewski, filmowiec, reżyser i producent pochodzący z Sanoka, zrealizował 2016 roku dla TVP Historia film o wampirach. Obraz nosi tytuł „Śladami bieszczadzkich wampirów”.
– W odniesieniu do filmu powołam się na słowa Hitchcock: Nic tak nie ożywia filmu jak trup – żartobliwie mówi filmowiec, ale dodaje już na poważnie:
– Skoro mamy możliwość opowiedzenia niesamowitych historii z dreszczykiem to powinniśmy je opowiadać. Cała strategia promocji Rumuni jest oparta o postać Draculi. Reklamowanie się przy pomocy wampirów nie jest więc niczym nowym. Zresztą zabytkowe miejsca liczą się o wiele więcej, jeśli starszy w nich Bała Dama, czy jakiś duch. Nie widzę w tym nic zdrożnego, by w promocji wykorzystywać takie tropy, tym bardziej że mogą one rozbudzać pasję poznawczą.
– Film cieszył się dużą popularnością – podkreśla Kotowicz, który występował w filmie razem z Hubertem Ossadnikiem z MBL.
– Samo robienie filmu to była niesłychana frajda – podkreśla Grzegorz Gajewski. – Gdyby nie ta produkcja to nie natrafiłbym na niezwykle ciekawe teksty etnografów.
Rafał Potocki, dziennikarz Radia Rzeszów, zaproponował, by wytyczyć szlak turystyczny związany z dawnymi wierzeniami w wampiry . Wiódłby on przez miejscowości opisane przez Kolberga oraz innych etnografów i historyków, jak również występujące w źródłach pisanych. Mamy zaś pod tym względem całkiem obszerny materiał.
– Jako miłośnik Podkarpacie i Bieszczadów mógłbym tylko przyklasnąć takiej inicjatywie. Jeśli takie przedsięwzięcie miałoby podstawy naukowe, to jak najbardziej byłoby zasadne. Sam z przyjemnością na taki szlak bym się wybrał – dodaje Grzegorz Gajewski.
Nie przesolić z wampirami
– Kultura masowa karmi się tym tematem. Można np. zrobić w Sanoku festiwal filmów o wampirach – podpowiada Piotr Kotowicz. –Ten temat jest do przemyślenia dla władz miasta, powiatu, organizacji turystycznych, przewodników. To kwestia współpracy większej liczby ludzi. Ja w każdym razie jestem otwarty na pomysły i deklaruję pomoc naukową.
– Pomysł jest dobry, ale może nie od razu w kontekście znakowanego szlaku, ale zbioru miejsc związanych z tymi wierzeniami – zastanawia się Robert Bańkosz.
Przewodnik jest zdania, że opracowany profesjonalnie produkt turystyczny pod hasłem „szlak wampirzy” miałby szansę powodzenia, tak samo jak np. szlak zbójnicki, który żyje już własnym życiem. Potwierdzeniem tego jest wieś Odrzechowa w Beskidzie Niskim, której mieszkańcy na bazie legendy o zbójnickiej armacie tworzą klimat do tej narracji. Zorganizowali np. inscenizację napadu zbójnickiego na dwór.
– Ludzie lubią takie smaczki – o upiornych historiach mówi Robert Bańkosz. – Ale dobrze doprawione, żeby nie przesolić.