SANOK / PODKARPACIE. Na świecie robi się promocję na wszystkim. Na śladach dinozaurów, zabytkach, cudach natury i osobliwościach. Hitem ziemi sanockiej są góry i przyroda, ale musimy dać turystom oryginalną ofertę, która ściągnie tysiące turystów do naszego miasta. Taką propozycją może być inscenizacja ślubu Władysława Jagiełły w Sanoku, ale zrobiona „na bogato”.
Dorota Mękarska
W poprzednich latach Sanok ogłosił się „miastem kultury”. Za tym nie poszły jednak żadne głębsze treści, co spowodowało, że stało się ono pustym sloganem. Jarmark ikon nie jest sztandarową imprezą, przyciągającą tysiące przyjezdnych. Zjazd Sanoczan, który choć był dla wielu niegdysiejszych mieszkańców Sanoka sympatycznym spotkaniem, nie był imprezą na miarę przedwojennego Zjazdu Górskiego, który zgromadził około 20 tysięcy osób.
Taka sama pustka wyzierała z określenia Sanoka jako miasta turystycznego. Tak naprawdę tylko niewielka część mieszkańców żyje z tej branży, bo Sanok już od Waleriana Lipińskiego i Mateusza Beksińskiego był miastem przemysłowym. Upadek tej gałęzi gospodarki spowodował, że nasze miasto nie jest ani przemysłowe, ani turystyczne. Być może budowane Centrum Rehabilitacji i Sportu przeważy tę szalę, ale to jeszcze za mało.
Trzeba zrobić burzę mózgów
– Sanok nie jest ośrodkiem, który by skłaniał do turystyki pobytowej – zaznacza Ryszard Karaczkowski, przewodniczący Komisji Oświaty, Kultury, Sportu i Turystyki Rady Miasta Sanoka. – Może zmienić się to po wybudowaniu basenu, bo powiedzmy sobie szczerze, bez ośrodka wodnego myślenie o rozwijaniu turystyki jest mrzonką.
Jednakże w Sanoku są potrzebne oryginalne imprezy, wielkie inscenizacje i prawdziwe atrakcje, które przyciągną tłumy.
– Trzeba by było zrobić burzę mózgów. Pomyśleć, jakie to byłyby koszty, jak długo taka impreza mogłaby trwać, jakie dodatkowe atrakcje mogłyby jej towarzyszyć. Takie pomysły są fajne i powinny być wspomagane – dodaje przewodniczący komisji kultury.
– Pomysł jest wart rozważenia – uważa Maciej Drwięga, który zasiada w tej komisji. – Ślub musiałby być jednak elementem łączącym szereg atrakcji. Przyznam się, że od jakiegoś czasu myślę, że w Sanoku potrzebna jest duża impreza, ale myślałem bardziej o festiwalu muzyki inspirowanej osobą Tomasza Beksińskiego. To jednak się nie wyklucza. Uważam, że jedna duża impreza to byłoby „coś”, bo mam przekonanie, że w mieście jest dużo małych imprez. Nie nazwałbym tego „rozdrabnianiem się”, bo każda impreza ma swoją publikę, ale przekonuje mnie myślenie, że sztandarowa impreza mogłaby przyciągnąć tłumy. Jako historyka nie trzeba mnie przekonywać, że ślub króla jest wyjątkowym wydarzeniem, a przecież nie mamy w naszej historii tak wielu historycznych wydarzeń.
W Europie potrafią
Inscenizacje na dużą skalę odbywają się w Europie zachodniej. Niektóre widowiska zapierają dech w piersiach swoim rozmachem i pomysłowością.
Jednym z najbardziej znanych jest widowisko historyczne o dziejach Wandei. Treścią spektaklu są losy powstania, które wybuchło w 1793 roku przeciw rewolucji, w obronie króla i religii. Trwało ono blisko rok i zakończyło się krwawym rozprawieniem się z Wandejczykami. Na pamiątkę tego wydarzenia na zamku Puy du Fou odbywa się corocznie barwne widowisko, będące kompilacją scen rodzajowych, choreografii i efektów. Obraz uzupełniają stroje z epoki. Impreza gromadzi trzysta tysięcy widzów, a udział w niej bierze około siedmiuset aktorów i statystów.
Również nasi zachodni sąsiedzi mogą pochwalić się wspaniałą rekonstrukcją. Jest to odtworzenie wesela w bawarskiej miejscowości Landshut w Niemczech. Festiwal organizowany jest od 1903 roku na pamiątkę wesela Jadwigi Jagiellonki i Jerzego Bogatego w 1475r. Impreza ściąga do liczącego ponad 60 tysięcy mieszkańców miasta tysiące turystów z całego świata.
– Ma potężny rozmach – podkreśla Paweł Skowroński z Grupy Rekonstrukcyjnej „Scutum”, która w Sanoku organizowała rekonstrukcję ślubu Władysława Jagiełły z Elżbietą Granowską, ale jak zaznacza historyk wydarzenie zostało wzięte na tapetę z inspiracji magistratu. Na pewno był to bardzo dobry wybór.
– Bardzo rzadko zdarzało się, by monarcha brał ślub poza stolicą, a trzeba pamiętać, że Jagiełło był wówczas jednym z najpotężniejszych władców Europy, a tym samym na świecie. Ślub miał miejsce 7 lat po bitwie pod Grunwaldem – dodaje Paweł Skowroński.
Ach, co to był za ślub!
Rekonstrukcja zaślubin okazała się gwoździem programu Zjazdu Sanoczan. Pierwsza odbyła się 20 czerwca 2014 roku, po blisko 597 latach od pamiętnego wydarzenia. Powtórna inscenizacja miała miejsce w tym roku. Przygotowała ją Grupa Rekonstrukcyjna „Scutum”. Autorem scenariusza był Paweł Skowroński, historyk z wykształcenia.
Do samego ślubu doszło w dniu 2 maja 1417 roku. Elżbieta wychodząc za króla, nie była już pierwszej młodości, ale Jagiełło też nie był młodzieniaszkiem. Miał 67 lat. Nie wiadomo, kiedy Elżbieta wpadła w oko monarsze, ale było to tak silne uczucie, że na przekór rozsądkowi i racji stanu król postanowił się ożenić.
– Na dzień 1 maja Jagiełło zwołał radę królewską w Sanoku, a po obradach poinformował, że nazajutrz bierze ślub. Gdy panowie zaoponowali, zagroził, że wyjedzie na Litwę i zostawi kraj pod władaniem jednej z córek – kulisy słynnego ożenku przybliża historyk.
Monarcha wyznaczył datę ślubu na 2 maja 1417 roku. Jan Długosz (tak nieprzychylny Granowskiej, że nazwał ją maciorą), opisując to wydarzenie, zanotował, że w czasie powrotu z kościoła na zamek koło w powozie, którym jechała Elżbieta, złamało się i królowa resztę drogi musiała przebyć pieszo, brodząc w błocie. Kronikarz uznał to za zły znak. Niewiele się pomylił, gdyż Elżbieta zeszła przedwcześnie z tego świata, przeżywszy z królem zaledwie 3 lata.
Inscenizacja ślubu odbyła się w miejscu, gdzie stał kościół pw. św. Michała, którego lokalizację znamy dzięki odkryciom archeologicznym Piotra Kotowicza i Marcina Glinianowicza. Zebrani zwróceni byli twarzami w kierunku, w którym niegdyś stał ołtarz.
– Priorytetem było zrekonstruowanie choć części nabożeństwa, by pokazać jak się zmieniał obrządek zaślubin – mówi Paweł Skowroński.
Ślubu udzielał Jan z Rzeszowa, arcybiskup lwowski. Nabożeństwo było odprawiane po łacinie. Modlitwy, które odmawiano pochodziły z oryginalnych psałterzy XII i XIV-wiecznych.
Samą ceremonię zaślubin uatrakcyjniono wręczaniem wianków i darów w postaci chleba i wina jak miało to miejsce przed wiekami.
Ziemia sanocka miała znamienitych rycerzy
Przyjęcie weselne najprawdopodobniej odbyło się na sanockim zamku. Tam można było zobaczyć kwiat rycerstwa ziemi sanockiej.
– Bardzo zależało nam na tym, by pokazać jak ważną rolę odgrywało wówczas rycerstwo ziemi sanockiej, które walczyło na polach Grunwaldu – podkreśla Paweł Skowroński. – Chcieliśmy pokazać, że ziemia sanocka miała bardzo bogatą historię.
Imiona wielu znamienitych rycerzy, którymi chlubiła się nasza ziemia, zatarły się w pamięci potomnych.
Nikt już nie pamięta Jaksy z Targowisk herbu Lis, który pełnił znamienitą funkcję w chorągwi krakowskiej, którą prowadził Zyndram z Maszkowic. Jaksa stawał pod Grunwaldem w jednym szeregu z Zawiszą Czarnym, pośród najsławniejszych rycerzy. Przyczynił się do uratowania chorągwi w momencie, gdy została upuszczona przez chorążego Marcina z Wrocimowic.
Zapomnieniu uległy wyczyny Dobiesława z Oleśnicy, herbu Dębno, właściciela Rymanowa, który był nie tylko uczestnikiem bitwy pod Grunwaldem, ale i dowódcą oblężenia Malborka. Jako drugi wtargnął do oblężonego miasta, ale niestety nie udało mu się zdobyć warowni.
Po dziś dzień słynie natomiast życie Mikołaja Kmity, jednego z największych panów ziemi sanockiej, który walczył po Grunwaldem w szeregach wystawionej przez siebie chorągwi. W oblężeniu Malborka Mikołaj Kmita pełnił razem ze swoją chorągwią straż przy działach. Udało mu się odeprzeć, mimo ciężkich strat, zbrojny napad z zamku.
– To był kwiat rycerstwa, nie tylko polskiego, ale europejskiego, a ci rycerze byli najlepsi z najlepszych – podkreśla historyk. – Chcieliśmy pokazać w naszej rekonstrukcji, że ziemia Sanocka nie była miejscem dzikim, a rycerze sposobem bycia, umiejętnościami, wyglądem nie odbiegali od standardów panujących w łacińskiej Europie. Chcieliśmy udowodnić, że nie mamy się czego wstydzić.
Wszystko jest do zrobienia
Czy jednak ten motyw z naszej historii jest w stanie przyciągnąć do Sanoka tysiące turystów? Jak zawsze wszystko zależy od pieniędzy.
– Można zrobić z tej rekonstrukcji wizytówkę miasta, bo na chwilę obecną mało kto kojarzy, że Jagiełło brał ślub w Sanoku – mówi Paweł Skowroński. – Wiadomo, że czym większe środki tym większy rozmach imprezy i więcej oglądających.
Przy wsparciu władz miasta, sanockiego biznesu, stowarzyszeń turystycznych i kulturalnych oraz gestorów bazy turystycznej sanoccy rekonstruktorzy z pewnością „udźwigną” organizacje tego przedsięwzięcia.
– Wszystko jest do zrobienia, jeśli nie co roku, to co dwa lata – dodaje Paweł Skowroński. – Wspólnym elementem może być ślub, ale pozostałe atrakcje musiałby się zmieniać, by uatrakcyjnić widowisko. To może być spektakularna rekonstrukcja.
źródło: P24.pl / Bieszczady24.pl
ZOBACZ RÓWNIEŻ: